Post by Jerzy on Nov 10, 2010 16:49:11 GMT -5
Fajny artykuł.
Niefajna atmosfera sie tam zrobiła.
Rozrywkowy "Gęsi Rynek"
STOGNIOWICE. Miejsce alkoholowych spotkań znajduje się kilkadziesiąt metrów od szkoły. Policjanci twierdzą, że teren obserwują, a mieszkańcy że nie mają spokoju.
Alina Gołdyn mówi, że czuje się więźniem we własnym domu. - Boimy się wyjść, bo jesteśmy narażeni na wyzwiska. Dzieci są zastraszone. W nocy nie można spać, bo pod oknami ciągle słyszymy krzyki i odgłosy libacji. I tak jest, co roku, od wiosny do jesieni - tłumaczy. Miejsce znajduje się w samym środku wsi.
Nazywane jest "Gęsim Rynkiem". W praktyce to otoczony jezdnią niewielki zieleniec. Rosną na nim drzewa, trawa i chwasty. Z racji swojego położenia jest to stałe miejsce spotkań dla miejscowych, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Gromadzą się zwykle od samego rana. Magnesem jest znajdujący się po sąsiedzku sklep, w którym poza innymi artykułami można się zaopatrzyć w alkohol.
Nie wszyscy bywalcy "Gęsiego Rynku" zachowują się niewłaściwie. Wczoraj przed południem na zieleńcu przebywała grupka mężczyzn. - Ci są akurat spokojni. Nikogo nie zaczepiają, nie krzyczą. Mnie nie przeszkadzają, nic do nich nie mam - mówi Alina Gołdyn. Ale nie wszyscy są tacy. - Tu jest fatalnie szczególnie wieczorami. W innych wioskach przecież też funkcjonują sklepy, ale nigdzie nie dochodzi do takich sytuacji jak u nas. Ja współczuję tym ludziom, którzy tu mieszkają - mówi Wiesław Banasik. On sam przez "Gęsi Rynek" tylko przejeżdża. Opowiada, że wielokrotnie był zaczepiany i wyzywany. Raz zakończyło się to bójką, w której był zmuszony użyć gazu łzawiącego. - Pracowałem w ochronie, mam pozwolenie i wiem, jak się obchodzić z taką bronią - zastrzega. Przekonuje, że jeden z nietrzeźwych napastników został potem ukarany. Jednak na temat zdarzenia można usłyszeć i inne opinie. - Ja akurat słyszałam, że było odwrotnie, że to chłopak potraktowany gazem był pokrzywdzony - mówi sołtyska Stogniowic Agnieszka Pasternak. Z materiałów Wydziału Kryminalnego KPP w Proszowicach wynika, że mężczyzna potraktowany gazem zgłosił sprawę policji, a ta przekazała dokumentację prokuraturze. Postępowanie zostało jednak umorzone.
Nasi rozmówcy skarżą się, że znikąd nie mogą liczyć na skuteczną pomoc. W ubiegłym roku złożyli w proszowickim Urzędzie Gminy i Miasta pismo z wnioskiem o cofnięcie koncesji na sprzedaż alkoholu w sklepie. Zostało podpisane przez dziesięć osób. Do dzisiaj nie doczekali się odpowiedzi. Zdaniem sekretarza gminy Proszowice Stanisława Hojnora komisja do spraw rozwiązywania problemów alkoholowych nie znalazła podstaw do cofnięcia koncesji. - Wiemy, że część mieszkańców się tego domaga, ale wiemy też, że większość jest za tym, by koncesji nie zabierać. Poza tym do tej pory nie mamy udokumentowanych podstaw do jej cofnięcia. Nie ma dowodów na to, że w sklepie jest sprzedawany alkohol nietrzeźwym, nieletnim czy, że na jego terenie dochodzi do awantur. Właściciele nie mogą natomiast odpowiadać za to, co dzieje się poza obrębem sklepu - mówi.
- Moim zdaniem, to nic nie pomoże. Przecież, jak nie kupią na miejscu, to zdobędą alkohol gdzie indziej. Dzisiaj nie ma z tym żadnego problemu - mówi sołtyska Agnieszka Guzik. Twierdzi, że trudno jest jej odnieść się do relacji o awanturach w sąsiedztwie Gęsiego Rynku. - Ja nie mieszkam w tym miejscu, ale gdy tamtędy przejeżdżam, nigdy nie widziałam, żeby dochodziło do bójek czy zakłócania porządku. Owszem, siedzą na ławkach, pod parasolami, grają w karty, ale nie widziałam nigdy, by kogoś zaczepiali, czy wyzywali - tłumaczy. - Na pewno cofnięcie koncesji nie załatwi sprawy całkowicie, ale już teraz w niedziele, gdy sklep jest nieczynny, jest trochę spokojniej. Nie piją tutaj tylko gdzie indziej - uważa z kolei Wiesław Banasik. Jego zdaniem zdarzają się sytuacje, że w sklepie alkohol jest sprzedawany osobom nietrzeźwym. - Moja mama była tego świadkiem - przekonuje.
Również policja ich zdaniem lekceważy problem. - Przyjeżdżają zbyt rzadko. Ich interwencje niczego nie załatwiają. Sytuacja natychmiast wraca do normy. Sprawcy czują się bezkarni - mówią. Z taką opinią nie zgadza się asp. Krzysztof Pasiński, specjalista Wydziału Prewencji. - To miejsce jest otoczone z naszej strony szczególnym nadzorem. Patrole pojawiają się tam regularnie, reagujemy na każde zgłoszenie. Kiedyś był zresztą tych zgłoszeń bardzo wiele, obecnie jest nieco mniej - tłumaczy. Policjant przypomina, że sprawcy byli często karani mandatami za zakłócanie porządku czy chuligańskie wybryki.
Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że zaledwie kilkadziesiąt metrów od sklepu i miejsca alkoholowych libacji znajduje się miejscowa szkoła podstawowa. Uczące się w niej dzieci bywają narażone na takie widoki, jakie Alina Gołdyn utrwaliła na zdjęciach. Widać na nich mężczyzn pijących alkohol, śpiących na trawie, bijących się między sobą i załatwiających potrzeby pod drzewami. - I nikt na to nie reaguje, nikomu to nie przeszkadza - mówi. Kierująca szkołą Małgorzata Miłek przyznaje, że jako mieszkance Stogniowic niezręcznie jest jej wypowiadać się w tej sprawie. - W czasie zajęć dzieci w okolice sklepu nie chodzą. Przechodzą tamtędy tylko rano i w południe, gdy wracają ze szkoły. Czasem zdarza się, że jakiś pijany przechodzi koło szkoły, ale staramy się, by dzieci na to nie patrzyły - mówi. Jedna z nauczycielek, prosząc o anonimowość, uważa natomiast, że ludzie skarżący się na całą sytuację wyolbrzymiają problem. - Są konfliktowi i skłóceni ze wszystkimi sąsiadami. Nic im się nie podoba - przekonuje. - Może ci mężczyźni tam piją, ale zawsze się ukłonią, są grzeczni, a jak była powódź to pierwsi pomagali - mówi.
Zdaniem miejscowego radnego Krzysztofa Nowaka w centrum Stogniowic mamy do czynienia z pewną spiralą, którą trudno zatrzymać. - Ja zdaję sobie sprawę, że w tym miejscu spotyka się młodzież, ale nie chciałbym nikogo oskarżać, stawać po którejś stronie. Sam nigdy nie byłem świadkiem awantury. To są sprawy pomiędzy sąsiadami. Ci, którzy przebywają pod sklepem, wiedzą, kto wzywa przeciwko nim policję i się odgryzają. Z kolei druga strona jest chyba trochę przewrażliwiona, bo nie wszystkim takie sąsiedztwo przeszkadza.
Na rozwiązanie problemu tak, by w centrum Stogniowic wszyscy mogli obok siebie żyć jeśli nie w zgodzie, to przynajmniej w spokoju, nikt pomysłu nie ma.
Aleksander Gąciarz
proszowicki@dziennik.krakow.pl
Zapraszam do przeczytania komentarzy:
www.dziennik.krakow.pl/pl/region/proszowice/1031588-rozrywkowy-gesi-rynek.html,,0:pag:2#nav0
Niefajna atmosfera sie tam zrobiła.
Rozrywkowy "Gęsi Rynek"
STOGNIOWICE. Miejsce alkoholowych spotkań znajduje się kilkadziesiąt metrów od szkoły. Policjanci twierdzą, że teren obserwują, a mieszkańcy że nie mają spokoju.
Alina Gołdyn mówi, że czuje się więźniem we własnym domu. - Boimy się wyjść, bo jesteśmy narażeni na wyzwiska. Dzieci są zastraszone. W nocy nie można spać, bo pod oknami ciągle słyszymy krzyki i odgłosy libacji. I tak jest, co roku, od wiosny do jesieni - tłumaczy. Miejsce znajduje się w samym środku wsi.
Nazywane jest "Gęsim Rynkiem". W praktyce to otoczony jezdnią niewielki zieleniec. Rosną na nim drzewa, trawa i chwasty. Z racji swojego położenia jest to stałe miejsce spotkań dla miejscowych, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Gromadzą się zwykle od samego rana. Magnesem jest znajdujący się po sąsiedzku sklep, w którym poza innymi artykułami można się zaopatrzyć w alkohol.
Nie wszyscy bywalcy "Gęsiego Rynku" zachowują się niewłaściwie. Wczoraj przed południem na zieleńcu przebywała grupka mężczyzn. - Ci są akurat spokojni. Nikogo nie zaczepiają, nie krzyczą. Mnie nie przeszkadzają, nic do nich nie mam - mówi Alina Gołdyn. Ale nie wszyscy są tacy. - Tu jest fatalnie szczególnie wieczorami. W innych wioskach przecież też funkcjonują sklepy, ale nigdzie nie dochodzi do takich sytuacji jak u nas. Ja współczuję tym ludziom, którzy tu mieszkają - mówi Wiesław Banasik. On sam przez "Gęsi Rynek" tylko przejeżdża. Opowiada, że wielokrotnie był zaczepiany i wyzywany. Raz zakończyło się to bójką, w której był zmuszony użyć gazu łzawiącego. - Pracowałem w ochronie, mam pozwolenie i wiem, jak się obchodzić z taką bronią - zastrzega. Przekonuje, że jeden z nietrzeźwych napastników został potem ukarany. Jednak na temat zdarzenia można usłyszeć i inne opinie. - Ja akurat słyszałam, że było odwrotnie, że to chłopak potraktowany gazem był pokrzywdzony - mówi sołtyska Stogniowic Agnieszka Pasternak. Z materiałów Wydziału Kryminalnego KPP w Proszowicach wynika, że mężczyzna potraktowany gazem zgłosił sprawę policji, a ta przekazała dokumentację prokuraturze. Postępowanie zostało jednak umorzone.
Nasi rozmówcy skarżą się, że znikąd nie mogą liczyć na skuteczną pomoc. W ubiegłym roku złożyli w proszowickim Urzędzie Gminy i Miasta pismo z wnioskiem o cofnięcie koncesji na sprzedaż alkoholu w sklepie. Zostało podpisane przez dziesięć osób. Do dzisiaj nie doczekali się odpowiedzi. Zdaniem sekretarza gminy Proszowice Stanisława Hojnora komisja do spraw rozwiązywania problemów alkoholowych nie znalazła podstaw do cofnięcia koncesji. - Wiemy, że część mieszkańców się tego domaga, ale wiemy też, że większość jest za tym, by koncesji nie zabierać. Poza tym do tej pory nie mamy udokumentowanych podstaw do jej cofnięcia. Nie ma dowodów na to, że w sklepie jest sprzedawany alkohol nietrzeźwym, nieletnim czy, że na jego terenie dochodzi do awantur. Właściciele nie mogą natomiast odpowiadać za to, co dzieje się poza obrębem sklepu - mówi.
- Moim zdaniem, to nic nie pomoże. Przecież, jak nie kupią na miejscu, to zdobędą alkohol gdzie indziej. Dzisiaj nie ma z tym żadnego problemu - mówi sołtyska Agnieszka Guzik. Twierdzi, że trudno jest jej odnieść się do relacji o awanturach w sąsiedztwie Gęsiego Rynku. - Ja nie mieszkam w tym miejscu, ale gdy tamtędy przejeżdżam, nigdy nie widziałam, żeby dochodziło do bójek czy zakłócania porządku. Owszem, siedzą na ławkach, pod parasolami, grają w karty, ale nie widziałam nigdy, by kogoś zaczepiali, czy wyzywali - tłumaczy. - Na pewno cofnięcie koncesji nie załatwi sprawy całkowicie, ale już teraz w niedziele, gdy sklep jest nieczynny, jest trochę spokojniej. Nie piją tutaj tylko gdzie indziej - uważa z kolei Wiesław Banasik. Jego zdaniem zdarzają się sytuacje, że w sklepie alkohol jest sprzedawany osobom nietrzeźwym. - Moja mama była tego świadkiem - przekonuje.
Również policja ich zdaniem lekceważy problem. - Przyjeżdżają zbyt rzadko. Ich interwencje niczego nie załatwiają. Sytuacja natychmiast wraca do normy. Sprawcy czują się bezkarni - mówią. Z taką opinią nie zgadza się asp. Krzysztof Pasiński, specjalista Wydziału Prewencji. - To miejsce jest otoczone z naszej strony szczególnym nadzorem. Patrole pojawiają się tam regularnie, reagujemy na każde zgłoszenie. Kiedyś był zresztą tych zgłoszeń bardzo wiele, obecnie jest nieco mniej - tłumaczy. Policjant przypomina, że sprawcy byli często karani mandatami za zakłócanie porządku czy chuligańskie wybryki.
Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że zaledwie kilkadziesiąt metrów od sklepu i miejsca alkoholowych libacji znajduje się miejscowa szkoła podstawowa. Uczące się w niej dzieci bywają narażone na takie widoki, jakie Alina Gołdyn utrwaliła na zdjęciach. Widać na nich mężczyzn pijących alkohol, śpiących na trawie, bijących się między sobą i załatwiających potrzeby pod drzewami. - I nikt na to nie reaguje, nikomu to nie przeszkadza - mówi. Kierująca szkołą Małgorzata Miłek przyznaje, że jako mieszkance Stogniowic niezręcznie jest jej wypowiadać się w tej sprawie. - W czasie zajęć dzieci w okolice sklepu nie chodzą. Przechodzą tamtędy tylko rano i w południe, gdy wracają ze szkoły. Czasem zdarza się, że jakiś pijany przechodzi koło szkoły, ale staramy się, by dzieci na to nie patrzyły - mówi. Jedna z nauczycielek, prosząc o anonimowość, uważa natomiast, że ludzie skarżący się na całą sytuację wyolbrzymiają problem. - Są konfliktowi i skłóceni ze wszystkimi sąsiadami. Nic im się nie podoba - przekonuje. - Może ci mężczyźni tam piją, ale zawsze się ukłonią, są grzeczni, a jak była powódź to pierwsi pomagali - mówi.
Zdaniem miejscowego radnego Krzysztofa Nowaka w centrum Stogniowic mamy do czynienia z pewną spiralą, którą trudno zatrzymać. - Ja zdaję sobie sprawę, że w tym miejscu spotyka się młodzież, ale nie chciałbym nikogo oskarżać, stawać po którejś stronie. Sam nigdy nie byłem świadkiem awantury. To są sprawy pomiędzy sąsiadami. Ci, którzy przebywają pod sklepem, wiedzą, kto wzywa przeciwko nim policję i się odgryzają. Z kolei druga strona jest chyba trochę przewrażliwiona, bo nie wszystkim takie sąsiedztwo przeszkadza.
Na rozwiązanie problemu tak, by w centrum Stogniowic wszyscy mogli obok siebie żyć jeśli nie w zgodzie, to przynajmniej w spokoju, nikt pomysłu nie ma.
Aleksander Gąciarz
proszowicki@dziennik.krakow.pl
Zapraszam do przeczytania komentarzy:
www.dziennik.krakow.pl/pl/region/proszowice/1031588-rozrywkowy-gesi-rynek.html,,0:pag:2#nav0